Bitcoin a inne instrumenty inwestycyjne. Dlaczego strach przed bitcoinem jest nieuzasadniony?5 min. czytania
Bitcoin (BTC) w środowisku bardziej konserwatywnych inwestorów budzi niemałe kontrowersje. Nierzadko podkreślają oni, że kryptowaluta znacznie różni się od innych instrumentów inwestycyjnych, jakie są dostępne na rynku. Porównują ją między innymi do złota, tradycyjnych walut, ropy czy kamieni szlachetnych. Czy BTC słusznie jest uważane za coś gorszego, jak sugerują jego krytycy? Zdecydowanie nie. W tym artykule pokażemy Wam, że najpopularniejsza cyfrowa waluta świata tak naprawdę niewiele różni się od innych znanych od wielu lat aktywów.
Życie w czasach inflacji
Przyszło nam żyć w czasach zerowych stóp procentowych i rosnącej inflacji. Co to oznacza dla przeciętnego zjadacza chleba i zawodowego inwestora? Choć może się to wydać dziwne, dla obu generuje to podobne problemy.
Zerowe stopy procentowe oznaczają, że bank, w zamian za to że trzymacie w nim swoje oszczędności, nie wypłaci Wam żadnych pieniędzy. Innymi słowy, trzymanie dziś dolarów, euro czy złotówek na koncie czy lokacie nie jest opłacalne. Rosnąca inflacja oznacza zaś, że Wasze oszczędności tak naprawdę topnieją, choć sami tego nie widzicie. Gdy logujecie się do bankowości elektronicznej, możecie widzieć tam nadal kwotę odłożoną na czarną godzinę. Tyle że jest ona mniej warta niż np. rok temu. Kupicie za nią mniej produktów.
Powyższe zjawisko prowokuje wielu ludzi do inwestowania na giełdzie. Nierzadko osoby te decydują się na zakup bitcoinów. Słyszą wtedy najczęściej, by miały się na baczność, bowiem BTC to nie to samo co złoto czy waluty narodowe. Zdaniem krytyków to coś, co nie ma pokrycia w czymkolwiek i czego cena zależy tylko i wyłącznie od spekulacji. Czy to prawda?
Jak powstają ceny?
Na początku warto wyjaśnić jedną rzecz. Na każdym wolnym rynku na całym świecie najważniejszym prawem, jakie obowiązuje, jest prawo popytu i podaży. Co oznacza? Mianowicie to, że cena danego instrumentu inwestycyjnego (aktywa) zależy od popytu na nie (tego, ile osób, chce je kupić) i podaży (ilości danego produktu na rynku).
Bardzo łatwo wytłumaczyć to na prostym przykładzie. Jeśli nagle zapanuje moda na jedzenie danej potrawy, np. kotletów z mięsa drobiowego, jej cena wzrośnie. Jeżeli jednak, w odpowiedzi, producenci drobiu zaleją rynek piersiami z kurczaka (wzrośnie podaż), a w ślad za tym nie pójdzie dalszy skok zainteresowania kupujących (popyt przestanie rosnąć), ceny mięsa ostatecznie spadną.
Innymi słowy, rynek — a dokładniej producenci i ich klienci — regulują zawsze ceny danego produktu. Tej zasadzie podlega właściwie wszystko (zakładając, że mamy do czynienia z wolnym rynkiem a nie państwem totalitarnym z odgórnie regulowanymi cenami).
Złoto, ropa, akcje i wszystko inne
Powyższemu prawu podlegają też metale szlachetne (złoto, srebro), akcje spółek giełdowych czy ropa — od lat bardzo popularne aktywa. Dlaczego więc krytycy bitcoina uważają, że kryptowaluta jest czymś gorszym? Cyfrowa waluta różni się od nich tak naprawdę jednym — nie stoi za nią wielowiekowa lub przynajmniej kilkudziesięcioletnia historia. Poza tym można znaleźć wiele podobieństw.
Przede wszystkim, BTC łączy ze złotem i ropą jedno — ograniczona podaż. Nie wiemy, ile jeszcze żółtego metalu i “czarnego skarbu” pozostało do wydobycia, ale możemy być pewni, że kiedyś te zasoby się skończą. Na tym polu, zresztą, kryptowaluta wypada nawet lepiej. Od momentu jej powstania wiemy, że wyprodukowanych zostanie tylko 21 mln bitcoinów. I ani jednego więcej.
W przypadku akcji sprawa wygląda już gorzej, bowiem każda spółka może — przy spełnieniu określonych warunków — wyemitować kolejne.
Do tego w przypadku wszystkich powyższych aktywów wielokrotnie dochodziło do krachów cen, wzrostów kursów i późniejszych spadków.
Waluty narodowe
Inaczej sprawa ma się w przypadku zwykłych pieniędzy. Jeśli spojrzymy na waluty narodowe, w tym polskiego złotego, pod kątem prawa popytu i podaży, okaże się, że są one fatalnymi instrumentami inwestycyjnymi. Przede wszystkim ich dodruk jest właściwie nieograniczony. Banki centralne i rządy wykorzystują to zwłaszcza w ostatnim okresie. Pod hasłem walki z kryzysem gospodarczym kryje się stałe dodrukowywanie pieniędzy. Co gorsza, zwykły obywatel nie ma na to żadnego wpływu. Proces ten wpływa zaś na jego życie codzienne.
Pieniądze podlegają bowiem tym samym prawom ekonomii, co każdy inny produkt. Innymi słowy, jeśli jest ich zbyt dużo, może dojść do spadku ich wartości. Przykładowo, w Polsce inflacja rośnie od paru lat. Obecnie jej eksplozję hamuje polityka lockdownów i obawy konsumentów, którzy, bojąc się o swoją przyszłość, nie wydają oszczędności. Co stanie się jednak, gdy lockdowny dobiegną końca? Ceny mogą znacznie wzrosnąć, bowiem pieniędzy na rynku będzie w nadmiarze w stosunku do dostępnych na nim produktów i usług.
Afery a BTC
Wielu krytyków bitcoina zauważa, że na rynku kryptowalut można zaobserwować wiele tzw. scamów, czyli oszustw i piramid finansowych. To prawda, ale często te same osoby nie widzą jednego — zjawisko to zachodzi również na tradycyjnych rynkach.
W Polsce mieliśmy choćby słynną piramidę Amber Gold. Do tego stale słyszymy o oszustwach typu “oszustwo na wnuczka” itd. Czy jednak ktoś mówi, że te afery to efekt tego, że obracamy złotówkami? Nie.
BTC to aktywo, jak każde inne
Jak więc widać, bitcoin to aktywo jak każde inne. Pod pewnymi względami nawet lepsze. Krytycy kryptowaluty zapewne nie znają szczegółów technologicznych, jakie za nią stoją. Stąd bierze się ich sceptycyzm.