Jak władze niszczą pieniądze: starożytność i średniowiecze5 min. czytania
Żyjemy w czasach, kiedy pomysł, by osoba prywatna emitowała swoje pieniądze, wydaje się wręcz szalony. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że wierzymy, że pieniądz musi być państwowy. Historia pokazuje jednak coś zgoła innego. Uczy nas też tego, że politycy lubią psuć waluty, jakimi się posługujemy.
- Pieniądz nie musi być państwowy — tego uczy nas historia.
- Inflacja towarzyszy ludziom tak długo, jak istnieje gospodarka.
- Władcy psuli waluty niemal od samego początku, gdy posiadali prawo do ich bicia.
Geneza pieniądza
Sama geneza pieniądza w postaci monet nie jest jasna. Wiadomo, że po raz pierwszy z takich rozwiązań płatniczych korzystali mieszkańcy Lidii (Azja Mniejsza, tereny dzisiejszej Turcji). Kto jednak bił pierwsze monety?
Tu pojawia się wątpliwość. Istnieje teoria, zgodnie z którą mieliśmy do czynienia z emisją prywatną. Możliwe, że monety należały do kupców, którzy w ten sposób ułatwiali sobie handel ze stałymi klientami. Tworzyli więc swoje małe rynki, na których obowiązywały ich waluty.
Druga wersja ucieszy zwolenników emisji pieniądza przez państwo. Mówi ona, że monety bił od razu lokalny władca — Krezus.
Państwo przejmuje prawo do emisji pieniądza
Choć geneza pieniądza pozostaje niejasna, nawet najzagorzalsi przeciwnicy walut państwowych, nie mogą kłócić się z faktem, że władcy szybko zauważyli, że posiadanie prawa do bicia monet jest wspaniałym interesem. Niestety, z fatalnym skutkiem dla poddanych.
Inflacja towarzyszy ludzkości niemal tak długo jak gospodarka. Tak, gospodarka, a nie jak pieniądze w postaci monet. Ceny potrafiły dramatycznie rosnąć już nawet w starożytnym Egipcie, zwłaszcza w czasach zawirowań ekonomicznych czy katastrof naturalnych.
Problem przybrał jednak na sile w czasie, gdy władzę nad walutami zaczęli sprawować politycy. Przykłady? Imperium Rzymskie upadło nie tylko w wyniku najazdów ludów ze Wschodu. Problemem cesarstwa była też wysoka inflacja. Co ciekawe, politycy starali się z nią walczyć sposobem, który wracał potem przez stulecia. I tak np. cesarz Dioklecjan ogłosił, że w kraju obowiązują ceny maksymalne. Problem w tym, że efektem było znikanie towarów z rynku, bowiem sprzedawcy nie chcieli handlować walutą, która była coraz mniej warta.
Średniowiecze: ciemne wieki pieniądza
Problem powrócił w średniowieczu. Po załamaniu gospodarczym, jakie miało miejsce po upadku zachodniej części Imperium Romanum, gospodarka europejska z czasem zaczęła się odradzać. Potrzebowała do tego jednak „smaru” w postaci pieniędzy. Ponownie, ludzie zaczęli radzić sobie, jak tylko byli w stanie. Wśród Słowian popularną formą pieniędzy były np. kawałki skór zwierząt — średniowieczna zapowiedź współczesnych banknotów.
Na kontynencie brakowało jednak złota i srebra. Kruszce zaczęły płynąć większym strumieniem do Europy dopiero po wyprawach krzyżowych, by ostatecznie zalać rynki (i wywołać, a jakże, inflację) dopiero po odkryciu Ameryki przez Krzysztofa Kolumba.
Władcy, chcąc zachować kontrolę nad rynkami, zaczęli bić swoje monety. Deficyt metali szlachetnych sprawił jednak, że szybko zaczęli oszukiwać poddanych, wypuszczając na rynki monety, w których było coraz mniej czystego złota czy srebra. Innymi słowy, bili większą liczbę monet z mniejszej ilości kruszcu.
By pokazać cynizm średniowiecznych władców, warto wspomnieć, że powyższy proces był przez nich określany mianem „renovatio monetae”, czyli odnowy monet. Jako pierwszy program uzdrowienia pieniądza ogłosił w średniowieczu anglosaski król Edgar (959-975). Na ziemiach polskich jego odpowiednikiem był książę Bolesław Krzywousty (1102-1138). W praktyce owe „reformy” stanowiły źródło dochodów dla dworu, ale też ogromnych strat dla całego społeczeństwa.
Problem musiał być naprawdę wielki, skoro czeski kronikarz Kosmas napisał w swojej kronice, że „żadna klęska, żadna zaraza (!) ani śmiertelność, ani spustoszenie przez nieprzyjaciół całej ziemi łupiestwem i pożarami więcej by nie zaszkodziły ludowi Bożemu niż częsta zmiana i zdradliwe pogarszanie monety”.
Dla jeszcze lepszego zobrazowania skali psucia monet, warto dodać, że w Niemczech, Skandynawii i w Europie Wschodniej w XII w. w obiegu były brakteaty (od łac. bractea — liść). Jak łatwo się domyślić, były to monety tak cienkie, że przypominały małe, okrągłe blaszki, a nie przedmioty, które trzymamy w portfelach. Ich „grubość” pozwala na przybicie stempla tylko na jednej stronie.
Czy wiesz, że…
Pierwszym władcą Polski, który zaczął psuć monety na dużą skalę był Mieszko Stary, syn Bolesława Krzywoustego. Kazał produkować pieniądze tak złe, że stracił przez to władzę. Został wygnany ze stołecznego Krakowa w wyniku buntu poddanych, którzy mieli już dosyć kiepskiej jakości pieniędzy.
Inflacja spowodowała nawet wyparcie z rynku monet. W Niemczech zaczęto płacić zbożem, zaś we Fryzji… piwem.
Rozliczanie płatności za pomocą piwa, choć z pewnością wielu mogło przypaść do gustu, było jednak w większości przypadków niewygodne. Dlatego też w obiegu pojawiły się prywatne waluty. Były to sztabki srebra. Dlaczego akurat sztabki? Powód był prosty. Za emitowanie swoich pieniędzy groziła kara — wrzucenie do wrzątku lub wlanie do gardła roztopionego ołowiu. Sztaby nie naruszały zaś przywileju bicia monety, bowiem nie były monetami. Ostatecznie i ich jednak zakazano. W 1231 r. cesarz Fryderyk II „dla dobra książąt” zakazał posługiwania się sztabami w handlu. Co ciekawe, i to jednak nie pomogło. Na poszczególnych obszarach wprowadzono nawet pewne standardy sztab. Z czasem zaczęto je nawet stemplować, co miało je uwiarygodnić w oczach kontrahentów.
Kolejne epoki doprowadziły jednak do rewolucji finansowej, a tym samym wyniosły proces psucia walut na inny poziom.