Czym jest inflacja? I czy można się przed nią ochronić?4 min. czytania
Obyś żył w ciekawych czasach — brzmi znana chińska klątwa. I faktycznie, w takich przyszło nam funkcjonować. Są ciekawe zwłaszcza dla naszych pieniędzy. Nasze oszczędności pożera bowiem inflacja, a bezpiecznym schronieniem dla nich nie są już lokaty w banku. Dlaczego tak się dzieje? Wyjaśnienie znajdziecie w dzisiejszym artykule.
Przede wszystkim warto wyjaśnić, czym jest inflacja. To tak naprawdę wzrost cen — innymi słowy, spadek wartości pieniądza. Pamiętacie być może czasy, gdy za 20 zł kupowaliście 2 kilogramy mięsa. Obecnie za tę samą kwotę można kupić 1 kg. To efekt rosnącej inflacji.
Wysokość inflacji zależy od paru czynników: łącznej wartości pieniądza w obiegu i szybkości jego cyrkulacji w gospodarce. Mówiąc prościej: im więcej pieniędzy jest w kieszeniach konsumentów i czym szybciej wydają oni te środki, tym inflacja rośnie gwałtowniej. Z czasem, jeśli inflacja będzie rosła w coraz większym tempie, może dojść do powstania hiperinflacji, czyli braku zaufania obywateli do waluty. Ci wydają wtedy pieniądze niemal od razu, kiedy je dostaną, bowiem nie wierzą już w to, że przechowują one dla nich wartość (siłę nabywczą), która pozwoli na kupowanie produktów i płacenie za usługi. Wolą od razu kupić jak najwięcej tych pierwszych.
Wpływ na inflację mają też rządy i banki centralne. Mogą np. wprowadzić wysokie lub niskie stopy procentowe. Ponownie tłumacząc to prościej: wyższe stopy procentowe sprawiają, że obywatele danego kraju chętnie będą trzymać pieniądze w banku na lokatach, bowiem w zamian dostaną dość wysokie odsetki. Wtedy cyrkulacja pieniądza spadnie, a tym samym inflacja także może zostać stłumiona.
Dziś każdy oszczędny Polak ma jednak problem. Banki oferują mu niemal zerowe stopy procentowe. Oznacza to, że bank, w zamian za to, że trzymacie w nim swoje oszczędności, nie wypłaci Wam prawie żadnych pieniędzy. Innymi słowy, trzymanie dziś dolarów, euro czy złotówek na koncie czy lokacie nie jest opłacalne. To nie koniec. Rosnąca inflacja oznacza, że Wasze oszczędności tak naprawdę topnieją, choć sami tego nie widzicie.
To nic nowego…
Warto zauważyć, że wysoka inflacja to nic nowego.
Jednym z powodów upadku Imperium Rzymskiego było psucie jakości monet (dodawano do nich coraz mniej metali szlachetnych). Potem problem powrócił w średniowieczu. Władcy szybko zauważyli, że z takiej samej ilości złota można wybić sporo więcej monet, niż pierwotnie zakładano. Dla nich był to czysty zysk. W efekcie ich poddani nierzadko nie chcieli jednak nawet korzystać z tak zepsutych jednostek płatniczych. Niepokornym grożono surowymi karami. Nawet jednak one nie zniechęcały do posługiwania się alternatywnymi walutami. W średniowiecznym Cesarstwie Niemieckim w obiegu była nawet druga, stworzona przez prywatnych mincerzy, waluta.
Wysoka inflacja pojawiła się też w rewolucyjnej Francji. Choć ówczesne władze karały poddanych, którzy nie chcieli przyjmować krajowej waluty, efekt był katastrofalny — po prostu z półek sklepowych znikały towary, bowiem sprzedawcy nie chcieli w zamian inflacyjnej waluty.
Najbliższym dla nas przykładem może być to, co działo się w niemieckiej Republice Weimarskiej po I wojnie światowej. Inflacja przeszła tam w hiperinflację. W tym czasie wypłaty wywożono z miejsc pracy nierzadko w taczkach.
Czy tak czarny scenariusz czeka także nas? Co może nas przed nim uchronić?
Bitcoin kołem ratunkowym
Hiperinflacja raczej nam nie grozi (przynajmniej obecnie), ale wysoka, dwucyfrowa inflacja już tak. Perspektywa utraty w skali roku np. 20 proc. wartości oszczędności nie jest za bardzo kusząca. Przeciętny inwestor nie ma jednak wpływu na politykę rządu czy banku centralnego. Co więc może zrobić? Poszukać takich aktywów, które będą zachowywały wartość.
O jakich aktywach mowa? W pierwszej kolejności myślimy w takiej sytuacji o złocie, które uchodzi za tzw. bezpieczną przystań w czasie kryzysu gospodarczego.
Lista nie jest jednak aż tak krótka. Dziś poza „żółtym metalem” mamy też bitcoina (BTC). Dlaczego o kryptowalucie coraz częściej mówi się jako o nowej bezpiecznej przystani? Powodem jest jej kurs w dłuższej perspektywie.
Bitcoin to cyfrowa waluta, która w momencie powstania — nieco ponad dekadę temu — była warta 1 dolara. Dziś płaci się za nią ponad 50 tys. dolarów. To astronomiczna różnica.
Kurs BTC cechuje się co prawda dużymi wahaniami, ale krytycy kryptowalut zapominają, że warto spojrzeć na wykres w większej skali. W dłuższej, paroletniej, perspektywie bitcoin nie tyle pozwala zachować wartość oszczędności, ale jeszcze zarobić cierpliwym inwestorom spory procent. Wszystko to za sprawą cyklicznie powtarzających się baniek spekulacyjnych, w czasie których kurs BTC rośnie zawsze o kilkaset procent. Jeśli ktoś zainwestował w kryptowalutę rok temu, jest dziś ponad 800 proc. do przodu.
Jak więc widać, BTC jest aktywem, które warto kupić, jeśli myślimy o długoterminowej inwestycji. Do tego może dać nam znacznie wyższą stopę zwrotu niż złoto.